środa, 20 lipca 2011

A. Sebold: "Nostalgia anioła", "Szczęściara"

Autor: Po drugiej stronie... dnia lipca 20, 2011
           

            „Nostalgia anioła” to książka, którą zakupiłam kilka lat temu, jak tylko natknęłam się na nią na półce księgarni. Nie wiedziałam wtedy kompletnie nic o autorce i samej książce, ale zawierała w sobie wszystko to, czego w literaturze szukam. I tak, po kolei: przyciągnęła mnie swoją spokojną, wyważoną okładką w niebieskich barwach, wzruszającym opisem treści, który pokrywał się z preferowaną przeze mnie tematyką (a więc powieściami trudnymi, obnażającymi kłopotliwe tematy, dylematy, problemy, traumy, historie tabu, przerywające milczenie) i zaintrygował początkowymi wersami książki. Zawsze, kiedy przymierzam się do zakupu lub wypożyczenia danej pozycji, otwieram ją na początkowej stronie i wyrywkowo czytam kilka zdań. Jeśli mnie przekonają – czytam, jeśli zniechęcą – zwykle odkładam książkę na bok.
            Powieść A. Sebold zaczyna się od ukazania tragedii głównej bohaterki: czternastoletnia, pogodna Susie opisuje nam moment swojej brutalnej śmierci. Podstępnie zwabiona do tajemniczej kryjówki w ziemi i bestialsko zgwałcona dziewczynka, zostaje zamordowana i trafia gdzieś wyżej – przebywa w swoim prywatnym Niebie, która kształtuje wedle swoich fantazji i pragnień, obserwując z góry dalsze losy swojej rodziny, kolegów ze szkoły, ludzi – świat wciąż bliski, którego jednak przestała być immanentną częścią. W świecie, do którego trafia, wszystko ma znaczenie: to, że mieszkankami są tylko kobiety, to, że otoczenia wydaje się znajome i bezpieczne – Susie w swoim Niebie stwarza to, czego potrzebuje, nie może tylko osiągnąć jednego – znów połączyć się z tymi, których kocha.   
            Autorka stanęła przed nie lada wyzwaniem – napisać powieść ciężką, o cierpieniu i bólu utraty, co zwykle w takich sytuacjach kończy banałem czy wręcz ocieraniem się o kicz. Jednak Sebold wybrnęła: książka niesie ze sobą duży ładunek emocjonalny, wzrusza, skłania do myślenia, wywołuje gęste emocje, a mimo to autorka zgrabnie przedstawia kolejne sceny, unikając nadmuchanych haseł i niepotrzebnego rozwodzenia się nad nieszczęściem. Dzięki tym zabiegom książkę czyta się jednym tchem, z zaciekawieniem i poruszeniem, wydobywając z niej wiele wartościowych myśli.
            Opisać bestialską krzywdę wyrządzoną dziecku jest trudno, autorka robi to nienagannie. W momencie konania mała Susie wspomina swój dom rodzinny, myśli o mamie, która pewnie niecierpliwie na nią czeka, szykując posiłek w kuchni i o bracie, za którym będzie tęsknić. Opis ten wywołuje skrajne emocje – dziewczynka nie użala się, nie skupia nad swoją krzywdą, nie użala nad swoim losem, przedstawia sytuację z takiej perspektywy, że tym bardziej przerażony i współczujący jest czytelnik – wie on, równie dobrze jak dziewczynka, że koniec jest nieuchronny i jakie będą jego konsekwencje, a jednak jeszcze przez chwilę obserwujemy świat oczami dziecka, które stara się wyjść ze swojego ciała, by nie czuć tego, co z nim zrobiono.
            Chociaż akcja powieści skupia się na osobie Susie i jej próbie pogodzenia się z utratą życia i bliskich, odnalezienia spokoju, ucieczki od horroru, którego doświadczyła i którego pozostałości wciąż w niej drzemią, mamy w powieści ważne drugoplanowe, rozbudowane role: rodzice Susie, jej brat, siostra, niedoszły chłopak, dziewczynka, z którą połączyła ją dziwna więź, i wielu, wielu innych bohaterów. Susie obserwuje ludzi, a te poczynania są dla niej czymś w rodzaju namiastki życia, którego sama nie mogła doświadczyć. Roztkliwia się nad osobą chłopaka swojej siostry, zazdroszcząc jej przeżyć, których sama nie doczekała. Obserwuje żal rodziców i to jak powoli oddalają się od siebie. Nie ocenia, tylko obserwuje. Pozwala zdarzeniom iść własnym biegiem, wyciągając tylko wnioski i spostrzeżenia. Susie śledzi też swojego zabójcę, gorzką pragnąc, by został złapany. Podąża za nim i odkrywa jego sekrety, dowiaduje się, że nie jest jego jedyną ofiarą. Chce krzyczeć na cały głos, gdy ojciec niczego nieświadomy, brata się z sąsiadem, ale niczego nie może zrobić. Mijają lata, wszystko wokół niej się zmienia, a Susie wciąż nie potrafi porzucić rodziny i iść dalej. Została naznaczona i czuje brak życia, którego nie odbyła. Kurczowo trzyma się tego, co ma, nie chcąc stracić rodziny ostatecznie.
            Książkę „Nostalgia anioła” polecam wszystkim tym, którzy lubią przez chwilę podumać nad lekturą, przeżyć wewnętrzne katharsis, pozostać bez słowa. Czyta się ją jednym tchem, mimo ciężkiej tematyki, z przejęciem i ciekawością. Bardzo podoba mi się sposób pisania pisarki: sięganie po retrospekcje, które ukazują nam różne sytuacje z życia Susie, kiedy jeszcze żyła oraz zwracanie uwagi na losy i uczucia poszczególnych członków jej rodziny, akcentowanie ich ewolucji, nastrojów, potrzeb. Śmierć Susie odcisnęła się piętnem na życiu każdego z ludzi, których znała – książka jest zapisem tego procesu, uświadamia jak wielki jest zasięg działania pojedynczej śmierci i ile następstw kryje w sobie. Książka jest zarazem studium zranionych dusz, szukających wyzwolenia, najlepszego ratunku i różnych działań, które bohaterowie podejmują, by wreszcie się uwolnić. To powieść o nadziei, miłości, odkupieniu, dorastaniu i sprawiedliwości, o winie i karze, o utracie i jej zapełnianiu. Na pewno warta przeczytania.

            Debiutancka powieść Sebold porusza temat gwałtu nie bez powodu – autorka w młodości sama padła ofiarą takiego ataku. W swojej kolejnej powieści, „Szczęściara”, zdaje relację z tego wydarzenia i swoich dalszych losów. Autobiograficzna powieść Sebold zbudowana jest na podobnej zasadzie, co jej debiut: już na starcie mamy do czynienia z opisem gwałtu na głównej bohaterce – szczerym i dosadnym. Dalsza część historii to opis późniejszych wydarzeń: dramatyczna walka o ukaranie sprawcy, przesłuchania, zeznania, wskazywanie winnych. Autorka tytułem swojej powieści zwraca uwagę na znaczący fakt: pomimo traumy, którą niesie ze sobą gwałt, spotkało ją szczęście – przeżyła, udało jej się uciec, przetrwać, żyć. Chociaż jej życie naznaczone jest okrucieństwem, chociaż przez wiele lat nie potrafiła stworzyć normalnego związku, odnaleźć radości w seksie, zapomnieć o swoim koszmarze, to jednak w odróżnieniu do bohaterki „Nostalgii anioła”, Alice przeżyła, zmierzyła się z dramatem i wygrała walkę. Powieść, będąca czymś w rodzaju spowiedzi, jest tego najlepszym dowodem.

            Porównując obie książki Sebold, mimo wszystko bardziej przemawia do mnie „Nostalgia…”. Po autobiografii spodziewałam się jeszcze większej dawki wrażeń, uczuć, emocji, a nie wiedzieć czemu, choć to oczywiście tylko moje subiektywne odczucie, książka jak dla mnie jest trochę zimna, mdła. Autorka opisuje to, co zaszło, jakby bez emocji, sucho, choć być może jest to jej sposób na radzenie sobie z tym zajściem - mnie osobiście pozostawia z uczuciem niedosytu. Nie mniej jednak, polecam obie książki pisarki.

            I jeszcze na marginesie chciałam wspomnieć o ekranizacji „Nostalgii anioła…”. Obraz, który sama oglądałam już jakiś czas temu, nie wywołał na mnie takiego wrażenia jak książka. Szczególnie dlatego, że istota opowieści Sebold została pominięta: skalana dziewczynka, która po śmierci przywiązuje uwagę do najcenniejszego wspomnienia, jakie ma: niewinnego pocałunku z chłopakiem, w którym była zakochana, tu zostaje zastąpiona poprzez postać nastolatki, która została „jedynie” zamordowana. Być może wersja złagodzona musiała powstać na potrzeby kina, mnie jednak w obrazie poprzez to czegoś brakuje, zatracają się pewne symbole. Nie mniej jednak malownicze krajobrazy świata, do którego trafia duch Susie po śmierci, urzekają. Zdecydowanie zachęcam najpierw do sięgnięcie po lekturę, a dopiero potem do zmierzenia się z filmem. To chyba prawidłowość, którą najlepiej zachować przy wszelkich konfrontacjach książka-adaptacja.   

            A na koniec, jedne z moich ulubionych cytatów z „Nostalgii…”:            
           

            „Kiedy tamtego popołudnia stałam przy swojej szafce i usłyszałam głos Raya wymawiającego moje imię - tym razem za mną, nie nade mną - wcale nie wydawało mi się to zabawne. Nie było też smutne. Proste czarno-białe określenia, które znałam do tej pory, tu nie znajdowały zastosowania. Czułam się - gdybym miała wybrać jakieś słowo - poruszona. Nie w znaczeniu czasownikowym, ale przymiotnikowym. Szczęśliwa + przestraszona = poruszona.
            - Ray - powiedziałam, ale zanim jego imię zdążyło opuścić moje usta, pochylił się nade mną i schwytał moje otwarte wargi w swoje. Mimo że czekałam na to tygodniami, było to tak niespodziewane, że chciałam więcej.
            Tak strasznie chciałam pocałować Raya Singha jeszcze raz.”

2 komentarze:

Taki jest świat on 20 lipca 2011 17:51 pisze...

Lubię książki Alice Sebold, a do "Nostalgii anioła" ciągle wracam :)

stokrot on 21 lipca 2011 18:04 pisze...

w ubiegłym tygodniu moja siostra, która czyta raczej niewiele sama (!) zapytała, czy nie przejdziemy się do księgarni:D zaliczyłyśmy chyba z pięć, ale dopiero w Składzie Taniej Książki coś wybrała. dzięki niej nie będę musiała daleko szukać "Szczęściary";) jak tylko znajdę chwilę (z przyczyn częściowo zawinionych utknęłam w połowie Twojego opowiadania...), spróbuję przysiąść do tej książki;)

Prześlij komentarz

 

Po drugiej stronie... Copyright © 2014 Dostosowanie szablonu Salomon